czwartek, 24 lutego 2011

JEZUS NA AUDIENCJI U PAPIEŻA!

Czy możemy wyobrazić sobie Jezusa z Nazaretu na audiencji u papieża? Czy oczami wyobraźni widzimy jak Chrystus klęka i całuje papieską dłoń z pierścieniem? Czy dostrzegacie przerażenie w jego oczach, kiedy widzi kapiące od złota sale Watykanu, bogactwo i przepych Kościoła?
        Przyjrzyjcie się zatem, jak Jezus na Placu św. Piotra przemyka się na swym osiołku pośród rozpędzonych mercedesów watykańskich dostojników kościelnych! Czyż nie ma oczu wytrzeszczonych z przerażenia i niedowierzania?
        Czy to jest jego Kościół?!
        Tak myśli, a przecież jeszcze nie wszystko wie o zbrodniach Kościoła, oszustwach, przekupstwach, żądzy złota, skrytobójczych zamachach, rozpasanym seksualizmie, gwałtach i perwersjach. Nie wie także, że jego imię Jezus z dodatkiem Chrystus stało się zawołaniem bojowym wojowników ogniem i mieczem szerzących na świecie chrześcijańską wiarę. Nie do końca jest zorientowany, że historia Kościoła to historia grzechu, zbrodni, hipokryzji i zła.
        Mało tego, on chyba jeszcze nie wie, że Maria, niepozorna wiejska kobiecina, do której w Nowym Testamencie nigdy nie zwrócił się słowem „matko”, zrobiła ogólnoświatową karierę, została wyniesiona statusu supergwiazdy, jest Bogiem.
        Dlaczego? Za co?
        Czyżby oni nie wiedzieli, że ona zaakceptowała jego ukrzyżowanie, a nawet, jak twierdzili mędrcy, sama przybiłaby go do krzyża, gdyby nikt nie chciał tego uczynić. Zrobiłaby to? Matka własnemu Synowi? Ponoć pod krzyżem stała radosna, bez żadnej boleści. To nie do wiary!
        Okazuje się, że zrobiłaby TO bez chwili zastanowienia, bez zmrużenia powiek. Zaakceptowała przecież jego ukrzyżowanie! Focjusz I Wielki (ur. 810 - zm. 891), słynny patriarcha Konstantynopola, człowiek o niezwykle szerokich horyzontach myślowych i nieposzlakowanym życiorysie, pisze w swoim drugim kazaniu na „Dzień zwiastowania Marii Pannie": „Maria posiadała męskie cnoty, była kobietą odważną. Nawet nie poirytowała się podczas męki swego Syna, której była świadkiem; zupełnie inaczej niż inne matki, kiedy są obecne w czasie egzekucji swych dzieci."
        Arcybiskup Antoninus z Florencji (†1459) jest takiego oto zdania: „Gdyby nikt nie był gotów tego uczynić, Maria sama przybiłaby Syna do krzyża, sama dokonałaby ukrzyżowania, dzięki czemu świat zostałby zbawiony. Nie wolno nawet przypuszczać, że byłaby pod względem doskonałości i posłuszeństwa Bogu gorsza od Abrahama, który swego własnego Syna przyniósł Bogu w ofierze”.
        Papież Benedykt XIV (†1758) z kolei gani tych malarzy, którzy przedstawiają Marię pod krzyżem jako pogrążoną w głębokiej boleści, i podobnie gani kaznodziei, którzy mówią o Marii przepełnionej boleścią. Według opinii papieża Piusa X, Maria „nie stała w tej strasznej chwili przepełniona bólem, lecz stała radosna" pod krzyżem swego Syna, a papież Jan Paweł II sądzi, że Maria „w matczynym duchu… złożeniu ofiary, którą urodziła, przytaknęła z miłością".
        Przytaknęła z miłością śmierci własnego syna. A Kościół to pochwala!
        Uff! Jezus wie tylko jedno: On zaczynał od ubogiej stajenki. Oni, nazywający się Wikariuszami Chrystusa, jego następcami, toną w złocie, luksusie, niewyobrażalnym przepychu. Co gorsza, on jest Żydem, a Kościół rzymski, który się na niego powołuje, nie tylko zapomniał o swych judaistycznych korzeniach, ale stworzył również antysemityzm, obwinia Żydów za jego ukrzyżowanie, odłączył się od synagogi i rabinów. Stał się sektą!
        Żadna z wypowiedzi Jezusa z Nazaretu nie głosiła utworzenia wspólnoty wybranych, nigdy nie wzywał do utworzenia Kościoła. Nigdy nie głosił utworzenia Kościoła z własną strukturą i urzędami. Wprawdzie był prowokacyjnym prorokiem, walczył z żydowskimi kapłanami, krytykował ich za merkantylizm i nie przestrzeganie zasad Bożego Prawa, ale jego uczniowie byli pobożnymi, żydowskimi ortodoksami. W pewnym sensie on także nim był. Nie tworzył przecież odrębnej społeczności rezygnującej z religii Izraela.
        A oni utworzyli Kościół katolicki. Po co?
        Święty Augustyn (354-430) - ten który między innymi dał teologiczną podbudowę do przyszłych działań inkwizycji i wojny z heretykami, jak również zgubną teorię potępienia seksualności - w swej pracy De vera religione próbował scementować zbyt różnorodny i pełen schizmatyków i heretyków Kościół: „Musimy trwać mocno przy religii chrześcijańskiej i braterstwie tego Kościoła, który jest Kościołem katolickim i jest zwany Kościołem katolickim, nie tylko przez swoich wyznawców, ale i przez wszystkich swoich przeciwników. Czy chcą tego, czy nie, nawet heretycy i schizmatycy, jeżeli nie rozmawiają w swoim gronie, ale z innymi, tylko katolików nazywają katolikami. Albowiem mogą być zrozumiani jedynie wówczas, gdy nadadzą mu tę samą nazwę, pod którą jest on znany na całym świecie”.
        Czy Jezus był katolikiem?
        Celowo stawiam tak absurdalne pytanie, bowiem Kościół katolicki powołuje się na niego, jako Twórcę tego Kościoła, a przecież Jezus nie był katolikiem. Nawet nie słyszał o takim pojęciu, o takim słowie.
              Kim zatem był Jezus?
            Jezus był rabinem, żydowskim prorokiem i głosił wyłącznie miłość bliźniego, ubóstwo, Królestwo Boże, jako szansę na zbawienie człowieka. Nigdy też nie głosił celibatu. Raczej pochwalał małżeństwo, jego najbardziej wierni uczniowie, zwani później apostołami, byli przecież ludźmi żonatymi.   
        Jezus stoi na Placu św. Piotra, a jego serce przeszywa lodowaty sopel zwątpienia.          
        A może mnie wcale nie było? – myśli Jezus – Przecież Lessing określił historyczne uzasadnienie chrześcijaństwa jako niewystarczające. Podobne dezauowali moje istnienie Hegel, Schopenhauer, Schweitzer i setki innych filozofów i teologów. Bruno Bauer uznał mnie za fikcję literacką stworzoną przez ewangelistów. Wielu z nich stawia mnie obok Zeusa i innych bożków greckich i rzymskich. Nawet historycy żydowscy, jak na przykład Józef Flawiusz, urodzony tuż po mojej śmierci, moją osobę pomijają milczeniem.
        Także uczony Filon z Aleksandrii i Justus z Tyberiady nic nie wspominają o mnie. Szczególnie boli mnie, że Justus milczy, a przecież był moim ziomkiem, żył w moich czasach, mieszkał w pobliżu Kafarnaum w Tyberiadzie. I nigdy o mnie nie słyszał?! Milczy także Swetoniusz. Wprawdzie wspomina o mnie Tacyt, ale on pisze 84 lata po mojej śmierci i mógł się wzorować na ewangelistach.
        Czyżbym naprawdę nie istniał?! – myśli Jezus - Szkoda, że sam nie spisałem ewangelii. Ale przecież nie mogłem, bom niepiśmienny. A może to i lepiej, bo Biblia jest w ciągłym ogniu krytyki.
        Mówiono mi, że taki na przykład Paul Edwards, w „Bóg i filozofowie”, krytykuje Biblię (zresztą nie tylko on), uważa system wierzeń chrześcijańskich za niepoważny i śmieszny, który rozsypuje się w umyśle niczym pióra w powietrzu. Gdy kontemplujemy ogrom tego Bytu, który kieruje i rządzi nieogarnioną Całością, której nawet najdalej sięgający wzrok ludzki może dostrzec tylko część, powinniśmy wstydzić się nazywać Słowem Bożym takie marne opowieści.
        A inni? Co piszą o Biblii? Jest to nieustanny ogień krytyki!
        No właśnie. Co sądzicie o Biblii?!