piątek, 27 stycznia 2012

SADO-MASO, czyli MROCZNY PRZEDMIOT POŻĄDANIA - wykład piąty

     Studenci! Przyszedł do mnie wczoraj Józek Oblatywacz po poradę sercową. Mówi mocno załamany:
      - Występuję do sądu o rozwód! Moja kobieta nie rozmawia ze mną już sześć miesięcy. Cały czas milczy.
       Rozbawił mnie jełop i mówię:
      - Opamiętaj się chłopie! Gdzie ty znajdziesz taką drugą kobietę!
     Tak, tak, kłopoty to męska specjalność. Jeden chce się pozbyć żony, drugi poszukuje. Znajomy dał ogłoszenie "Szukam żony!" i dostał kilka tysięcy odpowiedzi: "Weź pan moją!"
      No studenci, koniec relaksu, przechodzimy do tematu wykładu. Nie będziemy omawiać seksu oralnego, hiszpańskiego, greckiego, lub pozycji seksualnych itd. itp., bo są to sprawy ogólnie wam znane. Dzisiaj omówimy pewien mało znany margines życia seksualnego, a mianowicie stosunki sado-masochistyczne. Kto jest mało odporny niech teraz opuści aulę.
    Sadyzm, rozumiany jest jako czerpanie satysfakcji seksualnej związanej przez podporządkowanie sobie drugiej osoby, fizyczne i psychiczne znęcanie się, wyzwiska, zadawanie cierpień i bólu (towarzyszy temu często specyficzny rytuał i używane są określone przyrządy: bicze, obroże, smycze, kajdanki itp. symbolizujące czynne panowanie, absolutną dominację sadysty nad partnerem).
     Masochizm natomiast uprawiany jest w formie biernej, manifestującej uległość, poddanie się całkowitej władzy partnera, upodobanie do fizycznych i psychicznych upokorzeń, bólu i cierpienia jako źródeł rozkoszy seksualnej.
     Ona go wali pejczem w dupę, a on krzyczy: "Mocniej bij, mocniej, za słabo bijesz, och, ty już mnie chyba nie kochasz!"
       Oczywistym jest, że obie te cechy (sadyzm i masochizm) rzadko występują u jednej osoby. Natomiast, jeśli jeden z partnerów przejawia cechy sadystyczne, a drugi masochistyczne - to wtedy mamy do czynienia z typowym układem sadomasochistycznym, który dla obu stron ma formę maksymalnego zwiększenia intensywności bodźców seksualnych.
   Według moich badań przeprowadzonych na grupie 3248 pełnoletnich osób, w tym 2417 mężczyzn (74 procent), 831 kobiet (26 procent), a 276 ankietowanych to wywiady indywidualne (źródła wywołane) - stosunków tego typu nie podejmuje 84 procent Polaków. A może powinienem stwierdzić, że stosunki takie (stale lub okresowo) podejmuje aż 16 procent!
    Wśród osób uprawiających SM - 81 procent deklarowało wyznanie katolickie. 
   Jest popyt - to jest i podaż. Już agencje towarzyskie "wyprodukowały" masę domin, które ogłaszają się: "domina, bezwzględna, władcza, wyrafinowana. Dominacja psychiczna, fizyczna, medyczna, toaletowa, fetysz, perwersje, tortury, deptanie, lekcje pokory, prowadzenie na smyczy jak psa, złoty deszcz. Zostaniesz moim niewolnikiem, psem i zrobię z tobą to, co będę chciała. Nie odbieram telefonów zastrzeżonych oraz nie odpowiadam na sms-y".
    Czy sadomasochizm jest zboczeniem? Odpowiem cytatem: W żadnej dziedzinie życia seksualnego nie jest tak trudno postawić granicę między normą a patologią, jak w sprawach seksualnych!
       Studenci, w następnym wykładzie omówimy skoki na boki, czyli przyprawianie rogów. Wy piszecie szczerze, to ja się tym samym odpłacę i posłużę się własnym przykładem, jak moja była partnerka w styczniu br. najpierw zdradziła mnie, a następnie nic mi nie wyjaśniając umilkła przezornie. Cwana, co? Tak jej się tylko wydaje.
O terminie wykładu powiadomi Jadźka i Józek.
C. b. d. o. czyli co było do okazania

wtorek, 24 stycznia 2012

ORGAZM NIE JEST KOŃCEM STOSUNKU SEKSUALNEGO - wykład czwarty

Studenci, ponieważ w tym wykładzie ostro atakuję mężczyzn za łóżkowe nieróbstwo - na samym początku wezmę ich w obronę.
Pewnego razu amerykański prezydent Calvin Coolidge wraz z żoną oprowadzani byli (oddzielnie) po rządowej farmie kur. Przechodząc obok koguta, który dzielnie sobie poczynał z kurą, pani Coolidge zapytała, jak często on spełnia swoje kogucie obowiązki.
- Och, dziesiątki razy dziennie - odpowiedział przewodnik, na co pani prezydentowa rzekła:
- Proszę powiedzieć o tym panu prezydentowi.
Kiedy nieco później prezydent Coolidge miał okazję obejrzeć dzielnego koguta i usłyszeć wypowiedź swojej małżonki, spytał:
- I zawsze z tą samą kurą?
- Och, nie - brzmiała odpowiedź. - Za każdym razem z inną!
- Proszę powiedzieć o tym mojej żonie! - rzekł prezydent.
Studenci, a teraz ad rem: to tytułowe sformułowanie "orgazm nie jest końcem stosunku seksualnego" jest dla większości szokiem i zarazem pułapką (a kopara im opada w pozycji duże zdziwko), aczkolwiek wiąże się z tzw. grą końcową (zresztą prawie w ogóle nie stosowaną, ponieważ dotyczy ona wyłącznie kobiet). Tak jak jest preludium wstępne, tak jest też gra końcowa.
Co to oznacza? Po orgazmie kobieta chciałaby nadal pozostawać w objęciach partnera, odczuwać jego delikatne pieszczoty, pocałunki, mizianie po plecach, przytulanie, czułe słówka. I to jest najlepszy moment wraz z nadejściem kolejnej fali pożądania do następnego aktu seksualnego. Są mężczyźni zdolni do kilku, a nawet więcej stosunków dziennie. Ale to rzadkość. Rodzynek w cieście.
U mężczyzny orgazm kończy się wraz z wytryskiem. U kobiety rozkosz odchodzi wolno, długo, leniwie, jak fala morska podczas odpływu. Niestety, dla mężczyzn jest to najlepsza pora na drzemkę (jest to fizjologicznie uzasadnione), albo dla szczególnie wytrzymałych - najdogodniejszy moment na pójście siusiu, włączenie telewizora, zapalenie papierosa. Kurwa, zgroza!
Kobieta ma wówczas rzeczywisty problem w odreagowaniu i likwidacji napięcia, czuje się samotną, nie czerpie przyjemności z tej jakże ważnej dla niej fazy odpływu rozkoszy.
Studenci, zanotujcie więc w swoich kajetach: egzekwuj i zaspokajaj swoje potrzeby, ale pamiętaj o zaspokojeniu potrzeb partnerki-partnera.
Pokutujące tu i ówdzie przekonanie, że są tzw. "kobiety zimne" - jest całkowicie błędne. Podejrzewam, że wymyślili to niezdarni mężczyźni stawiający swoją rozkosz na pierwszym miejscu i zupełnie nie liczący się z odczuciami partnerki.
To typowa sytuacja aż nadto dobrze znajoma, a przecież jak łatwo można by jej uniknąć, gdyby w związku partnerskim nauczono się  szczerze  r o z m a w i a ć  ze sobą na temat seksu!  
W mojej książce "Życie seksualne Polaków - Raport" aż 44 procent kobiet utrzymuje, że ich kontakty seksualne całkowicie są pozbawione gry miłosnej, a jeśli do tego dodamy 32 proc. tych, które odpowiadają czasem otrzymujemy dane nokautujące: 76 procent. Te kobiety, jak wynika z dalszego sondażu, są pewnymi kandydatkami do negatywnej odpowiedzi na pytanie jak często ma pani orgazm w trakcie stosunku? NIGDY! 
Natomiast prawie zawsze te "oziębłe" osiągają orgazm przy masturbacji, już bez udziału mężczyzny.
Kobiety chcąc usatysfakcjonować swojego partnera bardzo często UDAJĄ orgazm. Niekiepskie aktorzyce są!
Należy jednak obiektywnie zaznaczyć, że brak orgazmu nie wyklucza przeżyć zaspokojenia u niektórych. Według materiałów Giesego - 20 proc. kobiet miało zawsze przeżycie zaspokojenia mimo braku orgazmu. Na ile silna jest ta satysfakcja i jak długotrwała - nie wiem. Nie byłem, nie jestem i nie będę kobietą. Niestety.
Natomiast w mojej książce "HISTORIA EROTYKI" omawiam wszystkie warianty związane z seksualizmem człowieka współcześnie i w minionych wiekach, bo powiem wam w tajemnicy: seks, z wyjątkiem jabłecznika mamusi, to najbardziej smaczna sprawa jaka się nam w życiu przytrafiła!
O terminie następnego wykładu da info Jadźka Bufetowa i Józek Oblatywacz na FB.
 c.b.d.o. czyli co było do okazania.

piątek, 20 stycznia 2012

DLACZEGO WIBRATORY SĄ LEPSZE OD MĘŻCZYZN? (wykład trzeci)

Studenci! Jadźka Bufetowa, studentka z Mokrych Pysków, na pytanie jakie są rodzaje orgazmów i reakcje na nie, odpowiedziała z odpowiednią artykulacją:
pierwszy to sportowy: dobrze... szybciej... dalej... wyżej... jeszcze szybciej!
drugi to geograficzny: tutaj... tak... tutaj!
trzeci to religijny: O Jezu!... O Boże!... Jezus Maria, jestem w niebie!
czwarty to samobójczy: Zaraz umrę... Skonam... Ooo umieram!
piąty to astmatyczny: aaa.... uuu... ooo... plip... plap... aaaa...
szósty to intelektualny: niewyobrażalna rozkosz metafizyczna... jestem na szczycie Himalajów... fenomenalnie... transcedentalnie...
siódmy to wulgarnie podniecający: tak... tak... Wal mnie... Mocniej!
ósmy to romantyczny: Kochana, wyżej dupa!
dziewiąty to "na miłosierdzie": Błagam, jeszcze! Daj mi! Nie przestawaj, proszę, proszę!
dziesiąty to psychiatryczny: Ja zwariuję! To jakiś cudowny obłęd. Oszaleję!
Studenci jest jeszcze 1458 innych wariantów finału orgazmu, ale na początku poprzestańmy na tych dziesięciu, bo przykazań też było dziesięć! Nie jestem Bogiem, a Bóg też się za bardzo nie narobił tworząc 10 przykazań, których i tak nikt nie przestrzega.
A teraz ważna uwaga organizacyjno-techniczna. Niestety, większość z was przy stosunku zamyka oczy. Nie patrzy na partnera. A spojrzenie to istotna część seksualnego zbliżenia.
Gasicie też światło w alkowie. Światła i ducha nie gaście jak mawiał JP2! To nie jest trendy! Kochajcie się przy delikatnym świetle: różowym, lub czerwonym, albo przy świecach. 
No i muzyka, koniecznie nastrojowa muzyka np.: "Only you can make this world seem right, only you...", albo "Ev'rybody loves somebody sometime. Ev'rybody falls in love somehow..."
Wybierzcie se sami muzyczkę pościelową byle nie disco polo, lub marsz żałobny Chopina, lub hymn polski w wykonaniu Jarka Kaczyńskiego.
Studenci, akt miłosny to nie ekwilibrystka cyrkowa, nie żonglowanie uczuciami, ale jest to opowieść o wielkiej miłości, która nadaje sens pustemu światu i wypełnia oba serca osobliwymi doznaniami. Jak powiedział Phil Bosmans: Bardziej od pieniędzy potrzebujesz miłości. Bo miłość to siła nabywcza szczęścia!
I nigdy nie wiadomo mówiąc o miłości, czy pierwsza jest ostatnią, czy ostatnia pierwszą! (ks. Jan Twardowski).  
I jak mówili starożytni Rzymianie: Amor vincit omnia! (Miłość wszystko zwycięża!)
O, kurwa, Endrju, ależ się zrobił romantyczny! Rodan, wróć!
Studenci, szczerość za szczerość. Jeśli chcecie znać coś z mojego prywatnego życia to wam powiem bez makijażu. Miałem kobietę mojego życia. Do czasu, bowiem zawiodła mnie. I wtedy zostawiłem jej kartkę. Ona się obudziła i przeczytała, a potem dała głos, który przekazuję:
Obudziłam się tego ranka,
słychać było pianie kogucie,
lecz mojego Endrju nie było
Uciekł!
Tylko kartka od niego była:
"Wybacz księżniczko, aleś mnie wkurwiła!"
A teraz niech notują tylko mężczyźni: jeśli kobieta ma osiągnąć pełnię podniecenia i chcesz ją doprowadzić do orgazmu, jej ciało potrzebuje długotrwałego pobudzania, odpowiedniej atmosfery emocjonalnej, zmysłowego preludium w postaci wstępnej gry miłosnej. Przeżycie prawdziwie głębokiej satysfakcji seksualnej umożliwiają właśnie te wstępne fazy kontaktu fizycznego.
Faktem jest, że mężczyźni zbyt szybko przystępują do penetracji, bowiem dla tych baranów sygnałem możliwości stosunku jest "jak mu stanie". Orgazm u mężczyzny może nastąpić prawie w każdych okolicznościach (jak mu stanie) i, niestety często w bardzo krótkim czasie. Kobieta jednak pozostaje niezaspokojona, jej partner najczęściej zasypia (po wytrysku u przeważającej części mężczyzn raptownie spada zainteresowanie seksem i partnerką, erekcja ustępuje błyskawicznie, ogarnia go senność). Taki samolub nie zdaje sobie sprawy na jakim etapie pozostawił swoją partnerkę.
Jeśli powtarza się to częściej, albo - co gorsza - staje się nawykiem, kobieta przyzwyczaja się do tego stanu rzeczy (niekiedy uważa się za zimną, a w te kompleksy często wbija ją partner, winowajca tego), a jeżeli trudno jej się z tym pogodzić - ich związek zaczyna przypominać krajobraz po bitwie o Stalingrad.
I wtedy wasza partnerka ma do wyboru cztery opcje. Pierwsza: akceptuje rok po roku niezadowalającą ją ars amandi partnera, nie ośmielając się powiedzieć mu, co robi niewłaściwie (i wtedy jest głupia). Druga: znajduje sobie mężczyznę, który będzie się z nią kochał według jej upodobań (jest to jednak niezwykle trudne. Może trafić na jeszcze większego ćwoka o sztucznej inteligencji, ha ha ha! Albo poszukując będzie latać z łóżka do łóżka jak puchar przechodni, albo jakiś Jaś Wędrowniczek). Trzecia: zaspokaja się własnymi paluszkami i wiotczeje przyjemnie. Czwarta: kupuje se wibrator. 
Wibrator jest lepszy od mężczyzn, bo: można go używać na własne życzenie, a nie pod przymusem. Akcja trwa znacznie, ale to znacznie dłużej. Poza tym wibrator nie zostawia podniesionej deski klozetowej, nie pali papierosów, nie chrapie, nie pyta "czy mnie kochasz?", nie pije piwa, nie zdradza, nie łazi po knajpach, nie ma żadnych wymagań (prócz baterii), nie żąda "zrób mi kolację, tylko szybko", nie ogląda meczu w telewizji, kiedy ty właśnie masz swój ulubiony serial o miłości, nie leci się odsikać, kiedy tobie jeszcze się chce seksowania, nie wraca w nocy do domu. No a po użyciu można go schować do szuflady i spoko-luzik!
No i najważniejsze: facet często okazuje się prawdziwym chujem, a wibrator nigdy!
Na tym kończę wykład, bo nabrałem ochoty na grzeszne pieszczoty! Druga część wykładu (kontynuacja tematu ORGAZM) za kilka dni, 
c.b.d.o., czyli: co było do okazania:

poniedziałek, 16 stycznia 2012

O ŚWIŃSTWACH czyli o SEKSIE (wykład drugi)

Studenci! Ciosem dla kobiecego ego jest sytuacja, kiedy mężczyzna zasypia zaraz po stosunku. A to jest prawie normalka. Mężczyźni przeważnie są samolubni i dbają tylko o własne zadowolenie. Na pytanie: "A czy twoja partnerka miała orgazm?" z reguły taki ćwok odpowiada: "A kogo to obchodzi!" 
I cieszy się ze swojej odpowiedzi jak głupi z bateryjki, aż ma się ochotę powiedzieć: bierz koleś konewkę i wibratory podlewaj!
Natomiast ciosem dla męskiego ego jest kobieta zasypiająca w trakcie seksu. Najgorszą jednak niespodzianką może być okrutne zdanie kończące wspólną noc:
- Kochany mój mężczyzno, dziękuję ci za uroczy, wielogodzinny wieczór w restauracji  i cudowne 25 sekund w łóżku!
I pamiętajcie: w alkowie nie zaczynajcie, jak radzą katoliccy czarnoksiężnicy, od modlitwy, bo Jezus uzna, że pojebani jesteście. On z Marią Magdaleną nie takie dżigi dżigi bara bara odwalał. Perwersje ewangeliczne to jest to, co lubią tygrysy, ha ha ha!
W mojej książce "Życie seksualne Polaków - raport" (rewelacyjną okładkę zaprojektował Jerzy Duda-Gracz) podałem m.in., że spora część mężczyzn i kobiet lubi w łóżku wulgaryzmy, takie małe świństewka wykrzykiwane lub szeptane do ucha. Początkowo może być to trudne, szczególnie dla kobiet, ale w poprzednim wykładzie powiedziałem: ludzka seksualność jest formą teatru!
Ale z reguły w sytuacjach intymnych mężczyźni milczą, trochę pomrukują, a przeważnie sapią, ha ha ha. Mają kłopoty z wyrażaniem uczuć, niemoty.
O seksie oralnym nawet nie wspominam, bo to ważny element gry wstępnej, forma urozmaicenia stosunku, a nawet samoistnego aktu miłosnego zwieńczonego finałem. Fellatio to najskuteczniej działający sposób pobudzenia mężczyzny.
Dużo mężczyzn (ja się do nich nie zaliczam) chciałoby seksu analnego. Inni fantazjują o pieszczotach członka kobiecymi stopami. Całowanie kobiecych nóg, stóp bynajmniej nie jest fetyszem, ale formą wzbogacenia stosunku.
Na takie dictum studentka Jadźka Bufetowa powiedziała z nostalgią w głosie:
- A ja tam, kurwa, lubiejem jak chłop całuje mi stopy. Mam małe, zgrabne. 49 numer jedna stopka, a druga ciutek większa 51 numer.
I tu zacytuję wyznanie Domeniki Niehoff, prostytutki z hamburskiego Sankt Pauli, która twierdzi, że wszyscy mężczyźni przychodzący do nich, mają nadzieję znaleźć to, czego nie mają w domu. Na przykład: stosunków oralnych, analnych, pieszczot piersiami, wypielęgnowanymi stopami, wulgaryzmów, dominacji, seksownego dessous, pończoch, szpilek itp. Inny powód: własna żona, zdaniem męża, powinna zostać "czysta", dbać o dzieci, gotować, prać, sprzątać, prasować.
No cóż, trudno sobie wyobrazić taki kuchenno-pralniczy robot w łóżku, jako kipiący gejzer namiętności.
Mężczyźni tęsknią również, aby nie zawsze być stroną aktywną, czasem chcą aby partnerka przejmowało dowództwo podczas aktu seksualnego.
Niestety, kobiety nie kierują się wskazówkami Wiliama Szekspira, który napisał: "Jeśli muzyką karmi się miłość, graj dalej. Daj mu pełną miarę". Podobnie wieści Procol Harum w utworze "A Whiter Shade of Pale".
Tak więc żono, partnerko, przyjaciółko, kochanko - jeśli nie dasz swojemu partnerowi pełnej miary, pójdzie tam gdzie ją otrzyma! I potem może być tak, jak w poniższym dialogu:
Józek Oblatywacz do sołtysa Heńka, gminnego uwodziciela:
- Te, Heniek! Czy rozmawiasz ze swoją żoną po stosunku?
- Jak zadzwoni, to czemu nie!
Tematem następnego wykładu będzie ORGAZM! Oj, będzie się działo!
c.b.d.o. czyli co było do okazania

czwartek, 12 stycznia 2012

NIECH ŻYJE SEKS!

W piątek, dnia 13 stycznia br. dam nowy post. A oto początek, jako zwiastun:
"Bez fantazji i odrobiny szaleństwa seks jest ponury i nudny. Dzisiaj omówimy tzw. „małe detale”, które udoskonalają rozkosz, powodują intensyfikację bodźców, wzbogacają przeżycia i uczucia. Upodobania te są zróżnicowane jak kuchnia dla smakoszy i gdy się je harmonizuje we wspólnym pożyciu mogą być gwarancją udanego seksu, wzajemnego zaspokojenia.
Na początek proszę zanotować:
Ludzka seksualność jest formą teatru!"
Proszę cierpliwie czekać! Już w piątek.

wtorek, 10 stycznia 2012

ALE SCHIZA, czyli opowieści z Katotalibanu!

Drogie Parafiany, mordy wy moje! Dzisiaj ewangeliczna przypowieść na temat Jezusa w Warszawie, ale pierwej: w związku z licznymi pytaniami, gdzie poszedł nasz powszechnie lubiany koleś Grzegorz Stolarski po śmierci – odpowiadam: DO NIEBA!
I tam strasznie bluzgał na mnie i na Was do Boga. Płakał i mówił między innymi: „Panie Boże, ja mówiłem do niego Mistrzu, a ten niewdzięczny Rodan podobno mnie lubił, a wygłosił taką mowę pogrzebową, że wszyscy, oprócz mnie, pękali ze śmiechu. Potem na jego blogu i na fejsie ludzie mnie wzięli pod obcas, flekowali i se jaja robili ”.
I Grześ skarżypytka nadawał dalej do Boga:
- Panie Boże, Rodan mnie wykończył!
A na to Bóg (cierpliwie):
- Nie Grzegorzu, tyś sam się wykończył na własną prośbę. Azaliż po coś zadarł z tyloma ludźmi? Azaliż dlaczegoś ich oszukiwał? Po coś udawał własną śmierć?
A Grześ skarżypytka:
- Nikt by nic się nie domyślił, gdyby nie Rodan. To jest kutas!
A na to Bóg (cierpliwie):
- Nie Grzegorzu, między tobą a Rodanem jest różnica taka, że to ty jesteś kutas, a on ma kutasa!
A Grześ mocno wnerwiony na Boga (za chwilę chyba go walnie w łeb):
- Co ja słyszę?! I ty Boże przeciwko mnie tak jak wszyscy?! Boże, dlaczego mi nie pomogłeś? Dlaczego mi to zrobiłeś?! Dlaczego?!”
A na to Bóg (stracił cierpliwość):

-  A bo ja Cię, kurwa, nie lubię!
A teraz nareszcie przechodzimy do horroru wymyślonego przez katotalibów.
19 maja br. odbędzie się w Warszawie „Ogólnopolski Marsz dla Jezusa”, w którym weźmie udział… Jezus. Organizatorzy  już reklamują w internecie (na fejsie też) i sprzedają czerwone czapki oraz koszulki z napisami: „Jezus umarł za was”, „Jezus żyje”, „Jezus jest moim królem”, „Polska dla Jezusa”, „Jezus królem Polski” itd. itp. 
Przypomina mi się, jak na murze przy przystanku autobusowym Politechnika Łódzka oazowcy wypisali sprayem: JEZUS CZEKA!  A pod spodem studenci dopisali: NA AUTOBUS!
Jak się Jadźka Bufetowa dowiedziała, że w tym ogólnopolskim marszu weźmie udział także Jezus to powiedziała, że może być tak:
Idzie sobie prostytutka warszawską ulicą, zobaczy maszerującego Jezusa i krzyknie zszokowana:
- O Jezu!
A Jezus:
- O, kurwa!
Kulminacją marszu będzie koncert - uwielbienie Jezusa Chrystusa na Placu Zamkowym. Organizator wzywa: „Jezus otworzył nam wszystkim cudowną możliwość, aby przejść razem z Nim ulicami stolicy i wyraźnie ogłosić, że Chrystus zmartwychwstał, żyje i króluje! Chcemy jednym głosem proklamować Królestwo Boże na ziemi”.
O co tu właściwie chodzi? Nie wiadomo. A jeśli nie wiadomo o co chodzi, to zawsze chodzi o pieniądze! Obliczmy sobie: koszulka plus czapeczka (nawet ładna) – na przykład 250 złotych. Niech udział w tym marszu weźmie 100 tysięcy owieczek. I to pomnóżmy przez  250 zetów. Owieczki idźta w tym marszu, ale nie kupujta tych gadżetów, barany! E tam, i tak kupią!
Organizatorem marszu jest Artur Pawłowski, twórca w Warszawie KOŚCIOŁA ULICZNEGO. Przedtem był w Grecji i Kanadzie, gdzie jego firma splajtowała. Teraz jest Artur w Warszawie i wierzcie mi – nie splajtuje! W Katotalibanie Jezus i jego mamusia dobrze się sprzedają.
Kto z Was weźmie udział w „Ogólnopolskim Marszu dla Jezusa”, a kto nie i dlaczego? I w ogóle co o tym sądzicie? Goło, ale wesoło jest w Polsce, no nie?! 

piątek, 6 stycznia 2012

OSTATNIE POŻEGNANIE GREGA STOLARSKIEGO


Drogie Parafiany, mordy wy moje! Dzisiaj żegnamy człowieka mądrego inaczej, olbrzymiej fantazji fejsbukowej, i, kurwa, zaprawdę człowieka wielkiego serca. Żal nam dupy ściska. Jak ja się dowiedziałem, że jest już naszym Drogim Nieobecnym? Dostałem taki oto list na facebookowy priv (cytuję):
„Witam, Mam na imię Sophie i jestem siostrzenicą Grzegorza Grega Stolarskiego, pragnę ze smutkiem poinformować, że po ciężkiej kilkuletniej chorobie i walce z białaczką mój wujek zmarł, obiecałam mu, że poinformuję jego najbliższych przyjaciół i znajomych, wybrałam Państwa po częstotliwości korespondencji więc piszę wszystkim tą samą wiadomość. Proszę nie odpisywać, bo zgodnie z jego wolą profil ma być usunięty. Zrobię to jak najszybciej po skopiowaniu Jego tekstów i zdjęć, bo jest to dla mnie jak i rodziny wielka pamiątka po wielkim człowieku i przyjacielu. Zgodnie z Jego wolą proszę nie wpisywać nic na Jego profilu, gdyż było by to dla Niego żenujące. Bardzo dziękuję za wyrozumiałość”.
Drogie Parafiany, list „siostrzenicy” dostało na facebooku kilkadziesiąt osób więc nie jest to żadna tajemnica. Ja natomiast z kondolencjami napisałem do samego Grzegorza. A oto mój list:
„Grzegorz, w pewnym sensie podziwiam Twoje poczucie humoru. Czarne poczucie humoru. Masz niczym nieskrępowaną fantazję.  
O tym, że umarłeś wiem już od wielu osób do których wysłałeś listy tej treści. Współczuję Ci Grzegorz, to musi być jebanie zaskakująca taka śmierć. A jakie, kurwa, stresujące, co nie?! Już nigdy nie wyskoczysz do sklepu po browara, my Deadman!
Przy odejściu z tego świata popełniłeś jednak kilka błędów, zarówno na profilu, gdzie podawałeś członków swojej rodziny (siostrzenice również), a dwa dni po śmierci info zlikwidowałeś. Kilka minut przed śmiercią dałeś fajną muzyczkę z youtube.
Zapomniałeś również, że przecież jesteś w szpitalu w Izraelu, a kopnąłeś w kalendarz w Polsce, ha ha ha! Przyjmujesz i odpowiadasz na SMS-y, ale cóż, widocznie włożyli Ci komórkę do grobu.  
Wszystkim załamanym, którzy informowali mnie o Twojej śmierci odpowiadałem, żeby mi dupy nie zawracali, i że niebawem zlikwidujesz konto i pojawisz się ponownie, np. jako Patrick Pal, który wrócił z dalekiej kilkumiesięcznej podróży.
Grzegorzu, kiedy już wytrzeźwiejesz, albo weźmiesz właściwe leki na głowę – zastanów się! A oprócz tego – zmień psychiatrę! Ten Cię, kurwa, oszukuje, że jesteś zdrowy.
Teraz, żeby podrywać kobity musisz zrezygnować z fejsa i wejść na takie portale towarzysko-matrymonialne. Ale chyba tam już jesteś od dawna. Nie sprawdzałem, bo nigdy się nie bawiłem w takie idiotyzmy.
Przekazano mi, że podrywałeś także na mnie, ha ha ha! Podoba mi się to. Nie wiedziałem, kurwa, że to bierze! Podryw na Rodana, chodź kochana i pokaż kolana! Ponoć pisałeś wspólnie ze mną książkę i kobitkom to imponowało. Jaką książkę? Telefoniczną, kucharską?  
Grzegorz, trafiłeś na Rodana. Precyzyjny mózg (czasem). Nie chwalę się, tylko informuję!”
Wiem, że piszesz (dość ciekawie) na moim blogu i podpisujesz się arabską czcionką. Jak na nieżywego jesteś, kurwa, bardzo żywotny.
Słuchajcie Stolarski, mam teraz dla Was dobrą nowinę. Gadałem z Jurkiem Owsiakiem i przekazuję Ciebie w trumnie na licytację Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy! Cieszysz się? Będziesz w telewizorze!
A co Wy o tym sądzicie?! Niecenzuralne słowa w kondolencjach bardzo mile widziane. Weźcie go pod obcas, ażeby więcej żaden inny Świrek Muchomorek nie próbował z nas robić idiotów!