czwartek, 30 grudnia 2010

BOMBA CYKA U RYDZYKA (część trzecia)


Zanim rozpocznę tę Criminal Story o Rydzyku chciałbym kilka słów na temat facebooka. Otóż nadal wylatują tam ludzie, którzy są antyklerykałami. I tak wykasowana została Anna Muzyka, wywalony „Opuszczam Kościół”, innym blokuje się możliwość korespondencji (piszą o tym w komentarzach do moich dwóch poprzednich postów). Niektóre bardziej ostre posty giną w „sinej mgle”. Hippie Gnoth i wielu innych wymieniło „uszkodzone” konta i zarejestrowało się pod innymi nazwiskami. Zagrożonych jest wiele osób, ale nie podaję ich nazwisk, żeby nie zawieszać im tarczy strzelniczej na plecach.
Na pytania, czy odwołałem się od decyzji facebooka – TAK! (informację od adminów-anonimów dostałem po angielsku).Czy dostałem jakąkolwiek odpowiedź – NIE. Po prostu na Berdyczów piszcie do mnie!
Polski facebook być może doczeka się mojej książki na jego temat.
Facebook zaczyna oczyszczać się z LUDZI MYŚLĄCYCH. Chce być klerykalną przystawką Kościoła i przegra na tym, tak jak przegrywa Kościół. Ma tam królować papka mózgowa, ble, ble, bla, bla. Czy Polaczki muszą myśleć? A po co! Demokrację tak pojmowaną jak administratorzy facebooka ma tylko taczanka (z kulomiotem) na stepie…
Chcę podziękować za popularyzację mojego bloga na fejsie: Henrykowi, Włodkowi, Emilii, Ewie, Jolancie, Renacie, Sławomirowi oraz Piotrowi. Dziękuję również za liczne, miłe listy, które dostaję w poczcie mailowej.
Ale wracam do naszego bohatera…
Dlaczego pan Rydzyk jest „świętą krową”? Czy cyniczni politycy liczą się z jego kilkumilionowym moherowym „zapleczem”? Jaki jest jego prawdziwy życiorys?
            Najbardziej mroczny okres w życiu o. Rydzyka rozpoczął się w 1986 r., kiedy to 41-letni wówczas zakonnik bez problemu uzyskał od toruńskiej Służby Bezpieczeństwa paszport, by wyjechać z grupą studentów do Rzymu.
„W drodze powrotnej okazywał wyraźne i narastające zdenerwowanie. Tuż przed „żelazną kurtyną” (granicą RFN–NRD) nieoczekiwanie wysiadł z autobusu i... zniknął. - Oto co mówi o dalszych losach swojego współbrata redemptorysta o. Jerzy Galiński, będący w latach 1978–1991 szefem Polskiej Misji Katolickiej w Monachium, a obecnie (wystąpił z zakonu) proboszczem parafii w Marktschellenberg: - Trwały bardzo intensywne poszukiwania ojca Rydzyka, nie wiadomo było, gdzie się znajduje, gdzie przebywa. Te usiłowania nie dały żadnego rezultatu i skończyło się tym, że ówczesny ojciec prowincjał przysłał suspensę dla ojca Rydzyka, to znaczy zawieszenie w wykonywaniu czynności kapłańskich. Któregoś dnia Rydzyk zjawił się u mnie w Monachium. Przyszedł wtedy do mnie jako kierownika polskiej misji z prośbą o pomoc w sprawie uzyskania legalnego pobytu w Niemczech. Powiedział mi, że przez te 6 miesięcy, kiedy trwały poszukiwania, mieszkał u pastora ewangelickiego w Norymberdze. Ojciec Tadeusz był niesamowicie zdenerwowany. Ja stałem przy oknie, a on biegał po pokoju, gestykulował, przerywał zdania, wpadał stale w jakąś nową myśl, nie kończył tej myśli. Zamierzał złożyć wniosek o azyl polityczny. To nie miało nic wspólnego z działalnością opozycyjną w Polsce. Ojciec Rydzyk zwrócił się do diecezji Bamberg z prośbą o przyjęcie (w poczet księży), czyli chciał wystąpić z zakonu. To nie przyniosło żadnego rezultatu, nie został przyjęty, więc zwrócił się z podobną prośbą tutaj, do diecezji monachijskiej. Też nie został przyjęty. Spotkał się z decyzją odmowną i wtedy podjęto starania, żeby znaleźć dla ojca Rydzyka jakieś sensowne zajęcie ”.
        Ostatecznie o. Galiński załatwił przybłędzie robotę kapelana sióstr zakonnych w Oberstaufen – niewielkim (około 7,5 tys. mieszkańców) miasteczku tuż przy granicy austriacko-szwajcarskiej.
        Jedna z sióstr doskonale o. Tadeusza pamięta, bo nigdy nie mogła pojąć, o co mu chodziło z zaświadczeniami o darowiznach „na cele kultu religijnego”, zwalniającymi duchownych w Polsce – przypomnijmy – z opłat celnych i podatków: „On mieszkał tutaj jeszcze w roku 1989. Organizował wysyłki samochodów do Polski. Mnie prosił o pieczątkę. Chodziło o sprawy celne. Do ojca Rydzyka przyjeżdżało wiele osób i coś zabierali do Polski” – opowiada zakonnica, ujawniając przy okazji, że właśnie wtedy o. Tadeusz zaraził się radykalną ksenofobią, nawiązując kontakt z lokalną rozgłośnią Radio Maria International (zamkniętą później przez biskupa augsburskiego, bo zagrażała jedności diecezji, i przekształconą w Radio Horeb) w pobliskim Balderschwang.
        Co było dalej, z grubsza wiadomo: w 1991 r. powstała lokalna stacja Radia Maryja w Toruniu, która błyskawicznie rozwinęła się dzięki megaprzekrętowi z cegiełkami na ratowanie stoczni gdańskiej (ponad 100 milionów złotych wpłynęło do rydzykowego komitetu). Sprawy nielegalnej zbiórki nie wyjaśniła nigdy żadna prokuratura (do tego tematu jeszcze wrócę)… Medialne imperium urosło w siłę, no i  dzięki temu Polsce mamy to, co mamy...
     A czego do dzisiaj o założycielu Radia Maryja nie wiemy? Przede wszystkim nie wiemy, kim był jego biologiczny tatuś, bowiem synek urodzony 3 maja 1945 r. w Olkuszu raz opowiada (wywiad z 2001 r. dla „Posłańca Ducha Świętego”), że urodził się w rodzinie robotniczej, jako przedostatni z sześciorga rodzeństwa („rodzice ciężko pracowali, my dbaliśmy o porządek w domu”), a innym razem, że wychowywała go owdowiała matka. Jedno jest pewne: Franciszek Rydzyk, mąż mamy Tadeuszka i ojciec jego starszego rodzeństwa, trafił do Konzentrazionslager Dachau (tamże zginął) na długo... przed poczęciem Tadeusza.  A po latach  tenże mały Tadzio, wyrzucany z zakonu, pokątny handlarz, staje się idolem polskich polityków. W skład rydzykowego imperium wchodzi wiele podmiotów.
Konsorcjum
Radio Maryja (właściciel koncesji: Warszawska Prowincja Redemptorystów)
Biura Radia Maryja
Koła Przyjaciół Radia Maryja
Fundacja „Nasza Przyszłość” (właściciel i prezes: o. T. Rydzyk) 
 „Nasza Droga” – czasopismo Młodzieży Katolickiej
 „Nasz Dziennik” (SPES sp. z o.o.)
Fundacja „Lux Veritatis” (właściciel i prezes: T. Rydzyk)
TV Trwam (skrót często rozszyfrowywany: T (tadeusz) R (rydzyk) WAM
Wyższa Szkoła Kultury Społecznej i Medialnej, której szefuje T. Rydzyk (od niedawna już doktor teologii, ha, ha, ha.)
     Rydzyk, prymitywny, niedouczony zakonnik z tytułem doktora, jest państwem w państwie! Przez nikogo niekontrolowany, robi co chce. Nie chciałbym takim akcentem kończyć 3 części (ale nie ostatniej) sagi o Rydzyku. Pokażę teraz także jego ludzką twarz w bardzo słynnej wypowiedzi: kilka lat temu, Ojciec Dyrektor w jednej ze swoich audycji, ostrzegł, że należy bezwzględnie zakazać amerykańskich bajek w Polsce. Otóż czujne oko Ojca spostrzegło to, czego cenzura dojrzeć nie potrafiła. Oto fragment słynnej wypowiedzi Ojca na falach mojego ulubionego radia (2006 rok): 
         „Ja wiem, że w polskiej telewizji jest teraz wiele amerykańskich bajek. Ale one są wymysłem szatana i prowadzą prosto ku zatraceniu. Oto jedna z polskich stacji emituje bajkę Teletubbisie, w której występuje postać o imieniu Tinky Winky. Postać ta jest wyraźnym symbolem zboczenia, jakim jest gejostwo. Po pierwsze jest różowa, kolor gejów, po drugie ma na głowie antenkę w kształcie trójkąta, a to przecież ich symbol. Po trzecie, nosi coś w rodzaju torebki, jak reszta tych zboczeńców”
Internauci - a ja także w felietonie, a potem w drugim tomie „Kryminalnej historii Kościoła” - natychmiast przychylili się do tej opinii i wspomogli szacownego Ojca Dyrektora spostrzeżeniami dotyczącymi amerykańskich bajek.
A oto lista najbardziej podejrzanych postaci-zboczeńców:
Fred Flintstone
Dowód: Jego ksywa w drużynie kręglarskiej to Druzgocący Fred. Piosenka z tej kreskówki kończy się słowami: ...we'll have a gay all time! Nosi pomarańczowe futro z małymi trójkącikami. We wszystkich odcinkach więcej czasu spędza z Barneyem niż z własną żoną!
Królik Bugs
Dowód: Często stoi z ręką na biodrze. W jednym odcinku grał fryzjerkę. Bardzo lubi nosić sukienki oraz wszelkiego rodzaju apaszki. Często uwodzi pozostałe męskie postaci.
Velma (ze Scooby Doo)
Dowód: Zawsze stara się siedzieć obok Daphne, kiedy jedzie furgonetką. Ma szerokie ramiona oraz nosi męski, wełniany sweter razem z grubymi skarpetami.   
Popeye
Dowód: Je dużo szpinaku. Nosi strój marynarza, ale nie był na statku od lat! Lubi tańczyć jak marynarz. Spotyka się z bezbiustym transwestytą imieniu Olive Oyl. Jego najlepszy przyjaciel nazywa się Pimpuś.
Batman i Robin
Dowód: Ksywka Robina to Boy Wonder. Prawdziwe imię Batmana to Bruce. Obaj noszą rajtuzy. Są w doskonałej kondycji i lubią pokazywać sobie różne sztuczki z linkami, kajdankami i resztą tego nieczystego sado-masochistycznego sprzętu.
Różowa Pantera
Dowód: Wystarczy spojrzeć na kolor. Różowy. Kolor gejów.

Ciąg dalszy nastąpi


wtorek, 28 grudnia 2010

BOMBA CYKA U RYDZYKA (część druga)

BOMBA CYKA U RYDZYKA (część druga)

        Czytajcie i niech Wam czacha dymi, mózg paruje, oczy zachodzą w ciążę. Uff!            Antysemita i nacjonalista Rydzyk, twórca medialnego imperium, jest dla milionów swych wyznawców chrześcijańskim murem stawianym przed hordami niewiernych deprawatorów polskiego narodu, takich jak: masoni, geje, lesbijki, komuchy, liberałowie, ateiści, agnostycy, żydzi i cykliści oraz Harry Potter.  
        W sprawie koncesji dla TV „Trwam” nieoczekiwanie dla Rydzyka zaczynają się schody. KRRiTV zaczyna mieć wątpliwości i dotyczą one finansów, a dokładnie majątku trwałego Lux Veritatis, rydzykowego wnioskodawcy o koncesję telewizyjną. Fundacja otrzymała bowiem pożyczkę poza bankową w wysokości dziewięciu milionów złotych i zużyła ją na zakup majątku trwałego. Taka pożyczka może grozić utratą przez fundację kontroli nad TV „Trwam”, szczególnie, że nie wiadomo, kto tej pożyczki... udzielił i jakie jest jej zabezpieczenie.
        Może grozić, ale nie w Polsce. I nie starym kawalerom w czarnych sukienkach.
        Dodam, że Lux Veritatis po rejestracji w sądzie i wpisie do Krajowego Rejestru Sądowego w 1998 r., została zgłoszona w Ministerstwie Kultury dopiero 20 listopada 2002 r. (4 lata później), a 6 grudnia 2002 r. już został złożony wniosek na koncesję. Jeszcze przed świętami Bożego Narodzenia wniosek uzyskał pozytywne opinie wszystkich opiniodawców z wyjątkiem... departamentu ekonomiczno-finansowego, który zapytał o źródła finansowania telewizji.
        Braciszkowie od duce Rydzyka, trzymani przez niego krótko na smyczy, natychmiast odpowiedzieli, że mają to być darowizny, ale wolą darczyńców jest, aby pozostali anonimowi. I trwa zabawa w kotka i myszkę, bo wszyscy dobrze wiedzą, że rydzykowe fundacje są po to, aby utrzymywać przekonanie, iż Radio Maryja jest nadawcą społecznym i nie prowadzi działalności gospodarczej. Tymczasem fundacje maryjnego generalissimusa w setkach parafialnych biur-skarbonek koszą szmal, o jakim tylko można śnić.
        I taką też fundacją jest Lux Veritatis, która powstała 27 kwietnia 1998 roku, kiedy to w kancelarii notarialnej Teresy Janeczko stawiło się trzech redemptorystów: o. Jan Król (prawa ręka Rydzyka w RM), o. Stanisław Kwiatkowski (zakonnik emeryt) i sam wódz, który został oczywiście prezesem fundacji. Wszak włożył w nią aż... 6 tys. złotych (pozostali braciszkowie po dwa). Następnie majątek wzrósł do kwoty ponad 5 milionów złotych i – jak znamy operatywność Tadzia – następnie rósł do niebotycznych rozmiarów. Prokuratury, ani urzędów skarbowych to nie interesuje.
        Rydzyk ma już wszystko: radio, dziennik ogólnopolski, wyższą uczelnię, telewizję. Wszyscy wiedzą, że doszedł do tego z pogwałceniem polskiego prawa, ale wszystko wskazuje na to, że cała zadyma – wraz z milionami niezapłaconych podatków – rozejdzie się po kościach Rydzykowi, bo kilkumilionowa armia moherów może po raz kolejny powstrzymać zakusy każdej komisji i prokuratury, ale przede wszystkim aktualnie rządzących partii.
      Rydzyk także pisze książki. Oczywiście nie sam, ale dyktuje swoje „złote myśli” podwładnym pretorianom.

        „Albo Polska będzie Chrystusowa, albo nie będzie jej w ogóle” – grozi o. Tadeusz Rydzyk na 104 stronie swojej książki „Tak-tak, Nie-Nie”. Tę Ewangelię według Rydzyka spisał dr Stanisław Krajski, który wielbi Rydzyka i – klęcząc przed nim – nazywa go Rycerzem Niepokalanej, porównuje z Grzegorzem Wielkim (papież, który na przełomie V i VI wieku, przywrócił papiestwu dawny blask) oraz ze św. Maksymilianem Kolbe (i tu słusznie, bo obaj to antysemici).

        A co rzecze sam Rydzyk w swoim dziele, w którym pycha ożeniona jest z cwaniactwem , schizofrenią i głupotą?
        O Matce Bożej: „Ona jest moją Matką. A ja jestem jej dzieckiem”.
        Czyżby  to znów było niepokalane poczęcie?
         O Unii Europejskiej: „Unia jest bez sensu. Nie ma tam sensu ani człowiek, ani jego życie. Tym sensem jest konsumpcja... Chrystus nie mówił nam nigdy o Unii Europejskiej ani o globalizmie. Nie mówił, żeby to tworzyć”.
        Kilka lat później Rydzyk wyciągnie łapę po unijne pieniądze, ale nie dostanie.
        O Harrym Potterze: „Chyba jesteśmy nienormalni, pozwalając naszym dzieciom czytać Harry’ego Pottera” i zachwycać się nim, bo jako rzecze Rydzyk „to jest właśnie stan choroby, ale to trzeba leczyć”.
        I słusznie gada ojciec, bo przecież Gabrielle Amorth, oficjalny egzorcysta diecezji rzymskiej, stwierdza: „Za gorączką potteromanii kryje się szatan”.
        O szatanie: Szatanowi służą: radio, telewizja, prasa. Jacy ludzie mu służą? Oczywiście rydzykowa konkurencja: „Ci ludzie mają media, mają pieniądze, oni się zorganizowali. Oni są uzbrojeni po zęby jak Goliat. Obyśmy my w tej sytuacji byli takim małym kamyczkiem, jak ten kamyczek w ręku Dawida. Ale tym Dawidem niech będzie Maryja”.
        Jasne, koleś, zawsze Maryja, no bo któż inny?
         O aborcji: „To holokaust!”.
        Sądzę, że nasi czcigodni duszpasterze powinni pójść do pierdla za współudział w zbrodniach, za te wszystkie dzieci zabijane przez rodziców, których nie stać na ich wyżywienie i wychowanie, za niemowlaki znajdowane w reklamówkach, zakopywane w lesie, mumifikowane w beczkach, wrzeszczące z kontenerów na śmieci, bo matka ma już trójkę „pociech” i nie może ich wyżywić za kilkadziesiąt złotych zasiłku miesięcznie.
        O tym, jak daje Bóg: „Pan Bóg zawsze daje przez Maryję”.
        O katolickiej Polsce: Polska pomoże uratować świat. Polska powinna być Chrystusowa. „Chrystusowa Polska to Chrystusowe państwo, Chrystusowa polityka, Chrystusowa gospodarka, Chrystusowa szkoła, Chrystusowa kultura. Chrystusowe państwo to nie jest żadne państwo wyznaniowe”.
        Oczywiście, że nie jest wyznaniowym, przecież Chrystus nie był nawet księdzem!
        O przeciwnikach „RM”: „Może oni przestali być Polakami? Kim zatem będą? Francuzami, od razu? Właśnie kim? Nie wiadomo, ale wiadomo, że są nie zakorzenieni”.
        Kto nie ma korzenia lub ma go lekko „podciętego”? Naturalnie Żydzi.
         O stoczni gdańskiej: „Powstał Komitet Ratowania Stoczni Gdańskiej i Przemysłu Okrętowego. Do dzisiaj ten komitet działa. Podejmuje starania, ażeby odzyskać stocznię”.
        W tym miejscu ojczulek udaje frajera, skoro zapomniał, ile szmalu ludzie dali mu na ratowanie stoczni i co z tego wynikło. Ale o tym będę pisał później… Tadek, spójrz w oczy Niepokalanej Zawsze Dziewicy, a usłyszysz przesłanie: „Rydzyk, ty mendo, oddaj ludziom forsę!”   
(ciąg dalszy nastąpi)





niedziela, 26 grudnia 2010

BOMBA CYKA U RYDZYKA (część pierwsza)

    Tadeusz Rydzyk, to zaiste, barwna postać wśród kościelnych handlarzy złudzeniami, któremu zawsze udaje się wywinąć od kary za ewidentne kryminalne pomysły. W przestępczej historii współczesnego polskiego chrześcijaństwa Rydzyk jest prominentną postacią.
    Inicjatywa powstania Radia Maryja wcale nie wynikała z cudownego objawienia Najświętszej Maryi Panny, która jest czczona jako przewodniczka Tadka Rydzyka w drodze do władzy i szmalu. Początki Radia Maryja związane są z pobytem o. Tadeusza w Niemczech oraz jego spotkaniem z panem Ivano Pietrobellim! To tam zaczęła się hucpa, która trwa do dziś.
        Rydzyk, który pod koniec lat 80. ubiegłego wieku szukał spełnienia swoich ambicji, trafił do diecezjalnej rozgłośni Radio Maria, działającej w Balderschwang w Alpach Bawarskich. Rozgłośnia owa została później z hukiem zamknięta przez diecezję z powodu głoszenia treści skrajnie prawicowych i antysemickich, ale zauroczony Rydzyk już wiedział, że radio o podobnej formule stworzy w Polsce, gdzie grunt jest bardziej podatny na ksenofobię. Należy dodać, że podobna rozgłośnia istniała  we Włoszech i Rydzyk również tam gościł, szukając doświadczeń, a zwłaszcza szczodrych patronów.
    I tutaj na arenę wkracza Ivano Pietrobelli, pracownik włoskiego konsulatu w Niemczech, współpracujący z włoskim Radiem Maria. To właśnie on pomógł wyposażyć Rydzykową stację. 10 lutego 1991 roku doszło do znamiennego spotkania o. Tadeusza Rydzyka z Ivano Pietrobellim w Sanktuarium Pana Jezusa Miłosiernego w Krakowie Łagiewnikach. Na tej naradzie przedstawiono propozycje pomocy materialnej w sprzęcie dla stacji naziemnych, nadawczych studyjnych, w łączach satelitarnych itp.
    W przeciwieństwie do niemieckiej i włoskiej imienniczki – RM w Polsce nie powstało jako medium Episkopatu czy diecezji, lecz jako niezależna inicjatywa zakonu redemptorystów.  Nauczony bowiem doświadczeniem Tadek nie popełnił  błędu niemieckich i włoskich przyjaciół „radiomaryjnych”, którzy podlegali miejscowemu biskupowi.
    W ciągu kilku lat ks. Rydzyk zbudował imperium, które dysponuje własnymi terenami, budynkami, nowoczesnym wyposażeniem technicznym. Jest raczej mało prawdopodobne, żeby tylko tzw. „wdowi grosz” mógł przyczynić się, i to tak szybko, do tej potęgi. O niejasnych i pozbawionych jakiejkolwiek zewnętrznej kontroli operacjach finansowych fundacji Rydzykowych pisano wielokrotnie. Na razie bez większego skutku.
    Wszystkie sprawy zostały umorzone przez prokuraturę lub odmawiano wszczęcia śledztwa. Niemniej sądzić należy, że bomba (z opóźnionym zapłonem) cyka u Rydzyka i jest kwestią czasu, kiedy wybuchnie.
    Pomoc finansowa Ivano Pietrobelliego dowodzi, że od samego początku nie Najświętsza Maria Panna, zawsze dziewica, jak dla jaj informuje Rydzyk, ale obcy kapitał (niemiecko-włoski) pomagał w utworzeniu tej ksenofobicznej, antyreligijnej stacji, która nie ma nic wspólnego z miłością chrześcijańską.
    I dlatego sądzę, że jak dowcip z „Cyrku Monthy Pytona” brzmi codzienne przywitanie: „Tu Radio Maryja – katolicki głos w naszych domach!”.   
   Podczas rocznicowej mszy Rydzyjka w kościele św. Józefa na toruńskich Bielanach ojciec dyrektor wprawdzie przemawiał „tylko” do piętnastu tysięcy fanów Radia Maryja, ale swe wystąpienie kierował przede wszystkim do polskich biskupów (kilku z nich było obecnych na mszy wiecu, m.in. bp Stanisław Stefanek, ordynariusz łomżyński, który wygłosił homilię, waląc w postkomunę jak w bęben).
    Jednakże gwoździem owego Geburts-Partei-Tagu było exposé o. Rydzyka: „Księża biskupi, tak się pytam, przy was chciałbym zapytać wszystkich, czy chcecie tego, żeby było was widać, a nie tylko słychać, chcecie?”. Odpowiedział mu ryk kilkunastu tysięcy gardeł: „Chceeeeemy! Niech żyje ojciec Rydzyk! Sto lat!”. Później Rydzyk informuje zebranych, że to ostatni etap, bowiem złożono już dokument o powołanie telewizji „Trwam” i potrzeba, jak mówi ojdyr, „tylko jednego podpisu, aby wszystko ruszyło”.
    I rzeczywiście: dokument złożono w pierwszy dzień weekendu, w ostatnich minutach pracy KRRiTV. Na wieść o tym znów ryk radości członków sekty Rydzyka. Huczy muzyka defilujących zespołów pieśni i tańca w strojach regionalnych, w tym „Śląsk”. Palą się reflektory. Brakuje tylko płonących pochodni, sztandarów, fanfar i werbli. A potem upojona sukcesem swego wodza falanga narodowomaryjowców przebija się przez ulicę radia redemptorystów zablokowaną samochodami oficjeli i rusza na Toruń z okrzykami i transparentami „Ojcze Tadeuszu, Polska potrzebuje takich wodzów!”… 
(ciąg dalszy nastąpi)

piątek, 24 grudnia 2010

Ale jaja!

Z facebooka wyleciałem tuż przed świętami Bożego Narodzenia 2010 roku. A po niecałych dwóch miesiącach na tym portalu miałem ponad 2 tysiące znajomych, cudownych ludzi, którzy często zabierali głos w mądrych i dowcipnych komentarzach do moich postów.
Nie mam zamiaru tam wracać, dopóki tam nie zostaną przykręcone filtry kościelnych oszołomów i nie przywróci się konstytucyjnej wolności słowa i wyznania. Czyli nigdy!
Od siebie dodam: uważajcie! Facebook jest inwigilowany przez wiadome służby (co rozumiem), również i kościelne (czego nie rozumiem). Ale czarna stonka pcha się we wszystkie dziedziny naszego życia. Oni wiedzą lepiej, co jest dla nas dobre.
Spora część fejsbukowców uważa, że do adminów „fb” uwalił mnie niejaki Konrad Lewandowski z Częstochowy (dobra szkoła o. Rydzyka). On już wyczyścił swoją tablicę, info i zlikwidował swoje zdjęcie, bowiem prawie wszyscy wycofywali się na znak protestu z grona jego znajomych. Zarejestrował się ponownie jako Konrad Tomasz Lewandowski już nie z Częstochowy, ale z Warszawy. Ale już przezornie nie otworzył opcja „znajomi”.  Jest nadal brodaty, brzuchaty i w tej samej niebieskiej koszuli w kratę, której chyba nie zmienia od lat.

***

Z ludźmi Kościoła miałem częste zatargi. W 2006 roku napisałem felieton pod tytułem „Ojcowie Chucka Norrisa”. Podczas całej mojej pisarskiej i publicystycznej twórczości napisałem 41 książek – powieści, prac historycznych i traktatów historiozoficznych, opublikowałem także około tysiąca artykułów, esejów, recenzji i felietonów, ale ten felieton jest znamienny, bowiem przez niego trafiłem do... TRYBUNAŁU KONSTYTUCYJNEGO. Mało tego, na ten temat wypowiedział się również PROKURATOR GENERALNY, jak również MARSZAŁEK SEJMU (wówczas Bronisław Komorowski, dzisiejszy prezydent). Dlaczego?
            Ojcowie Pallotyni z Poznania, a dokładnie jeden ojciec, świątobliwy Piotr Hubert Jankowski, rozłościł się na mnie i uznał wrażliwiec, że „Ojcami Chucka Norrisa” poniżyłem ich zakon w opinii publicznej i skierował sprawę (karną!) do sądu. O mojej książce „Mordercy w habitach – czyli krwawa historia chrześcijańskich zakonów” bezdzietny (chyba?) ojciec Piotr Jankowski nic nie pisał, chociaż, jak dla mnie, tkwi ona w jego podświadomości jak drzazga w dupie.
            Wiadomo, że do zakonów idą chłopaki z tak zwanego powołania, albo jak mówiła moja babcia Petronela  
            – U nas na wsi to na księdza szły te z powołania, albo dla łatwego życia, albo te nieudaczniki co mają wstręt do bab i wolą chłopów!
            A potem urastają im pióra. W Polsce stają się świętymi krowami. Są Funkcjonariuszami Pana Boga i nikt nie ma prawa ich osądzać, a ja sobie na to pozwoliłem. Zgroza!
            Przedstawiam zatem biuro turystyczne (pielgrzymkowe) owego zakonu, który się zwie (podaję pełną nazwę): Apostolos, Stowarzyszenie Apostolstwa Katolickiego – Księży Pallotynów – Prowincji Zwiastowania Pańskiego.
            Sąd Rejonowy dla Łodzi–Śródmieścia dnia 19 sierpnia 2006 roku, odmówił wszczęcia postępowania sądowego, ale dzielni Pallotyni, czyli dokładnie tenże zakonny Piotr Jankowski, szybko uzupełnili załączniki do pozwu i do sprawy powrócili.
Jednakże Sąd Rejonowy w Łodzi (Sygn. akt VIK 671/06), pod przewodnictwem Joanny Klasztornej–Lenart, uznał 27 listopada 2006 roku, że mój felieton nie zawiera znamion czynu zabronionego i jak czytamy w postanowieniu, to ja piszę prawdę (cytuję): „Podkreślić należy, że faktem powszechnie znanym jest prowadzenie przez Księży Pallotynów działalności polegającej na organizowaniu wyjazdów o charakterze turystycznym. Świadczy o tym także strona internetowa zawierająca szeroki zakres propozycji wyjazdów zagranicznych, jak również katalogi załączone na posiedzeniu przez pełnomocnika oskarżyciela prywatnego. Wskazana działalność została opisana w artykule  a przedstawiony zaś sposób spędzania czasu odnosi się do osób korzystających z wyjazdów. Działalność zawodowa dziennikarza może go łatwo narazić na zarzut, iż dopuścił się znieważenia opisanego w art. 212 k.k. Jednakże należy pamiętać, że język użyty przez autora mieścić się może w konwencji artykułu”.
            I postępowanie umorzono. Należy się podziękowanie za rozsądek pani sędziny, która znalazła się w oparach absurdu stworzonych przez zakonnego Piotra Huberta Jankowskiego.
            Zakonnikowi H.P. Jankowskiemu wystąpiła piana na usta. Jak to, osobom wielebnym nie idzie się na rękę, nie uwzględnia się ich pobożnego pozwu?! Skandal! Przecież tatko Tadek Rydzyk z Torunia zawsze ma to, co chce, a my nie! I odwołali się!
            Sąd w Łodzi nie podjął gry proponowanej przez zadziornego ojczulka i piórem asesora SR Przemysława Domagały z dnia 5 marca 2007 roku, skierował zapytania w tej sprawie aż do... TRYBUNAŁU KONSTYTUCYJNEGO! Serio!
            Ale ja Domagałę rozumiem. On wie, że żyjemy w państwie wyznaniowym. W kraju katolibów. Może to jeszcze nie jest Iran, Afganistan, ale tak na wszelki wypadek niech się wypowie Trybunał Konstytucyjny w sprawie felietoniku na jedną stronę komputeropisu.
            I tak moja sprawa znalazła się przed Trybunałem Konstytucyjnym, Sejmem Rzeczypospolitej Polskiej oraz Prokuratorem Generalnym za felieton, który zawiera prawdę o zakonnym biurze turystycznym! Powtarzam: PRAWDĘ!
            Takie są gry i zabawy polskich duchownych. I tych z powołania i tych, co o nich mówiła moja babcia Petronela.
            1 grudnia 2009 roku Sąd Rejonowy dla Łodzi Śródmieścia w Łodzi, Wydział VI pod przewodnictwem pani Elizy Królikowskiej postanowił podjęcie zawieszonego postępowania.
             I tak znaleźliśmy się, dzięki Pallotynom w osobie P.H. Jankowskiego, ponownie w OPARACH ABSURDU!
        O właśnie, piszę o felietonie „Ojcowie Chucka Norrisa”, ale przecież większość z Was nie wie, o co chodzi. Cytuję więc cały felieton poniżej, ale proszę się nie chichrać, bo obrazicie funkcjonariuszy Pana Boga, a szczególnie świątobliwego ojca dyrektora P.H. Jankowskiego.

Ojcowie Chucka Norrisa
       
        Klasycznym literackim fetyszem jest futro. Uczynił je sławnym Leopold von Macher–Masoch (od jego nazwiska pochodzi słowo „masochizm”) w książce „Wenus w futrze”. Fetyszem mogą być pończochy, szpilki, piersi, pośladki, stopy. A co jest fetyszem dla pallotynów? Dla nich obiektem pożądania jest wyłącznie szmal, mamona i pełna szkatuła.
        Jak wielebni ojczulkowie nabijają kabzę swojego zakonu?
        Normalnie.
        Niebawem rozpocznie się sezon urlopowo–wakacyjny. Biura podróży prześcigają się w ofertach. Do akcji wkraczają również zakonnicy, którzy doskonale wiedzą, jak kosić szmal na zagranicznej turystyce. Księżowskie biuro turystyczne nazywa się bardzo świątobliwie, choć ciut przydługo: Duszpasterstwo Pielgrzymkowe Księży Pallotynów „APOSTOLOS”, a nadzorem nad wypasem dusz zajmuje się Stowarzyszenie Apostolstwa Katolickiego – Prowincja Zwiastowania Pańskiego.
         I cóż nam zwiastuje Pan za pośrednictwem przedsiębiorczych wielebnych?
        Otóż, jak sami piszą w reklamowych folderach: „Jedną z form naszej pracy apostolskiej i pogłębienia wiary wśród wszystkich ludzi jest duszpasterstwo pielgrzymkowe. Ma ono na celu pomóc w przeżyciu doświadczenia Boga. Czynimy to poprzez kontakt
z miejscami świętymi, modlitwę, Mszę św., spotkanie z duszpasterzem”.
        No i organizują pielgrzymki (czytaj: wypasy urlopowe) do takich „świętych miejsc” jak Wyspy Kanaryjskie, Meksyk, Tajlandia, Kuba, USA, Argentyna, Urugwaj, Tunezja, Cypr, Jordania, Irlandia, Syria, Egipt, Brazylia itd., itp. Możesz z wielebnymi pojechać nawet do Kenii i na Hawaje.
        Niezłe, co?
        Czacha pęka, mózg paruje, oczy zachodzą w ciążę.
        A wszystko jest sankcjonowane Panem Bogiem. Każdy podróżny przed wylotem np. na safari albo do Tajlandii dostaje ulotkę z modlitwą: „Wszechmogący, Wieczny Boże, otaczaj nas, podróżujących, Swoją opieką, abyśmy za Twoim przewodnictwem pod opieką Matki Najświętszej i św. Rafała Archanioła pomyślnie dotarli do celu i szczęśliwie wrócili do naszych domów. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen”.
        No i co?
        Jest podbudowa ideologiczna dla turystycznego biznesu?
        Jest.
        A potem ulotka do kosza i opalanko, pływanko i cudne dymanko, szczególnie w Bangkoku, raju turystycznego seksu. Ludzie, są drzwi i parapety, szklanki i filiżanki, stołki i taborety, ale doprawdy można dostać kociej mordy, oglądając działalność wielebnych. Ich biuro turystyczne kosi rocznie kilkadziesiąt milionów złociszów do zakonnej kasy.
        Uff! Są lepsi niż legendarny Chuck Norris.
        Chcesz być bratem Chucka Norrisa, to mów do nich ojcze!
        Ci funkcjonariusze Pana Boga są w stanie sprzedać lodówkę Eskimosom, futro polarnym niedźwiedziom, Lepperowi części zamienne do miski, a na samą myśl o tym, jaki łeb do biznesu mają Rydzykowi współbracia, kiszki mi się śmieją.
        Pallotyni mają takie zdolności analityczno–biznesowe, że – podobnie jak Chuck Norris – pijąc kawę z mlekiem, mogą wypić mleko, a kawę zostawić. W swej działalności przerzucają się z jednej przepaści do drugiej i zawsze po drodze zdążą wpaść do banku.
        A przy tym tak cudnie prawią o niebie, że chce mi się powiedzieć: chłopaki, niebo zostawcie lotnikom!”

        ***

22 stycznia 2010 odbywa się rozprawa z Pallotynami w sądzie karnym. Sędzia Eliza Królikowska nie ugina się przed „Facetami w czerni”, nie obcyngala i na podstawie jakiegoś tam artykułu postępowanie zostaje umorzone, a zakonni obciążeni kosztami procesu. Nie przesadzam, ale to, co trwało pięć lat, wypowiadał się na ten temat prokurator generalny, marszałek sejmu i trybunał konstytucyjny, sędzia Królikowska załatwiła błyskawicznie.
            Jest to jedyne sensowne rozwiązanie, aby pozbyć się tego oszołomstwa, tych świętych krów, co to po założeniu czarnej sukienki uważają, że są nietykalne.